Władysław Pawelec fotografia aktu |
Miała łagodne, duże i smutne oczy sarny. Z jej dziecinną buzią kontrastowały rozdęte chrapki zmysłowego noska. Wydawała się bardzo młoda, że postanowiłem upewnić się co do jej wieku. Okazało się, że całkiem od niedawna jest pełnoletnia. Ewa łączyła w sobie wygląd podlotka z dojrzałością młodej kobiety. Przez pewien czas nie mogłem się jednak pozbyć wrażenia, że mam do czynienia z uczennicą. Miała bardzo smukłą figurę i szczupłe, ale długie i zgrabne nogi. Była ubrana w krótką, letnią sukienkę, na stopach miała białe sandałki. Jej proste, ciemne włosy opadały na półodsłonięte ramiona. Była dość ładna, na pewno oryginalna. Nazwijmy ją Ewa. Nigdy dotąd nie była w pracowni rzeźbiarskiej, toteż wielkie, zagracone wnętrze, pełne zmartwiałych figur i popiersi, musiało zrobić na niej wrażenie. Chodziła od rzeźby do rzeźby, przyglądając się im i zadając mi różne, nieraz drobiazgowe pytania. Przypominała młodą kotkę, która musi się oswoić z nowym otoczeniem. Zrobiłem herbatę; wiedząc, że mam do czynienia z nowicjuszką, nie śpieszyłem się z rozpoczęciem zdjęć. Ewa okazała się rozmowna. Dowiedziałem się, że niebawem zamierza wyjechać na stałe wraz z matką i bratem do Kanady. Oczekiwała tam na nich rodzina, mająca zapewnić przybyszom lepsze warunki bytowania. Ale w tamtych czasach uzyskanie paszportów było sprawą trudną i długotrwałą. Ewa chciała podjąć w Kanadzie pracę modelki, nie potrafiła nic innego. Do promocji potrzebowała zdjęć reklamowych; wspólni znajomi sierowali ją do mnie. W zamian za pozowania do zdjęć zgodziłem się wykonać Ewie piękne reklamowe portfolio. Do dziś nie wiem, dlaczego nie skorzystała z wiszącego w garderobie szlafroka dla modelek. Wyszła calkiem naga. Jednak za pozorami spokoju dostrzegłem na jej twarzy ślady nieufności. Moim pierwszym zadaniem było rozproszyć je do końca. W tej dziewczęcej nagości wydawała mi się wtedy mniej szczupła niż w sukience. Nie było w niej nic z przykrej dla oka chudości; pod nieskazitelnie gładką skórą nie mogłem dostrzec ani jednego żebra. Gdy stanęła i oparła się o drewniane rusztowanie, mogłem w pełni ocenić jej figurę. Stała przede mną młoda, wysportowana dziewczyna o gibkiej talii i wrzecionowatych biodrach. Gdy się odwróciła, ujrzałem jej smukłe plecy, przekreślone ładnie wygiętą linią lędźwiowego kręgosłupa. Nad kształtnymi pośladkami widniały dwa symetrycznie rozrzucone wgłębienia - 'dołeczki piękności' - nieodłączny atrybut rdzennie kobiecej urody. Jednak prawdziwym odkryciem były jej piersi. Niezbyt wielkie, szpiczaste, w kształcie ostrych, regularnych stożków, zakończone równie stożkowatymi brodawkami o czekoladowym, nieco wilgotnym kolorycie. Były podobne do piersi indiańskiej dziewczyny z Andów. |
![]() |